
Zygmunt Kałużyński zasłynął swoją ogromną wiedzą na temat historii kina. Po jego śmierci, do której doszło w 2004 roku, wyszło na jaw, jak wyglądały ostatnie chwile mężczyzny. Z pewnością to dość przykre, a wręcz porażające.
Zygmunt Kałużynski był specyficznym człowiekiem
Niewątpliwie mężczyzna był znany nie tylko z ogromnej wiedzy dotyczącej świata filmu. Zygmunt Kałużyński zasłynął także swoim specyficznym stosunkiem do higieny. Zresztą sam o sobie mówił, że jest „osobnikiem o higienie raczej ogólnikowej”. Kiedyś wyznał nawet, że na sprzątanie „nory”, w której mieszka, nie ma ani czasu, ani energii.
To jednak nie wszystko. Zygmunt Kałużyński wiele występował przed kamerą w dziurawych, poplamionych i wygniecionych ubraniach. Nigdy nie widział problemu w swoim niechlujstwie.
„Mój kolega, aktor i konferansjer Kazimierz Rudzki, powiedział mi kiedyś: „Zygmusiu, mówią o tobie, że jesteś brudny”. Na to ja: „Kaziu, może jestem zaniedbany w ubraniu, ale się myję i kąpię”. A on: „Może powinieneś zmieniać wodę”. Faktem jednak jest, że mydło odgrywa w moim życiu rolę tylko umiarkowaną” – powiedział Kałużyński rok przed śmiercią w jednym z wywiadów.
Jak się okazuje brak zamiłowania do porządku i czystości wiązał się z tym, że mężczyzna czuł się bardzo samotny. Zygmunt Kałużyński stwierdził, że to właśnie dlatego nie potrafił zapanować nad higieną i porządkiem.
„Jak człowiek nie ma rodziny, a ma masę książek, płyt, papierów, to mu się kurz łatwo zbiera. I gdybym zaczął to sprzątać, a jeszcze musiałbym szukać czegoś do zjedzenia, a jeszcze musiałbym się myć starannie, kupić ubranie, to bym przestał zarobkować i umarłbym z głodu. Ale czysty” – powiedział tuż przed śmiercią.
„Brudasem takim jak ja może być tylko ktoś, kto żyje sam ze swoimi myszami i karaluchami” – wyjawił z kolei kilka miesięcy przed śmiercią.
Zatem jak widać, ostatnie chwile życia dawnej gwiazdy telewizji były naznaczone samotnością. Aczkolwiek dziennikarz był samotny z wyboru. Miał dwie żony. Jednak po tym, jak druga żona – amerykańska aktorka Eleonora Griswold – zostawiła go dla reżysera Aleksandra Forda, już nigdy nie związał się z żadną kobietą.
Co ciekawe, jedynie Tomasz Raczek mógł odwiedzać Zygmunta Kałużyńskiego w jego mieszkaniu przy ulicy Wilczej w Warszawie.
„Opiekowałem się nim, kiedy choroba nie pozwalała mu już na swobodne poruszanie się. Byłem jedynym bliskim mu człowiekiem” – podkreślił Tomasz Raczek.
Dodajmy, że przyjaciel docenił jego poświęcenie. Otóż zapisał mu w spadku cały swój majątek i uczynił wykonawcą testamentu.
„Wiedział, że zaopiekuję się jego notatkami, książkami, że się nie zawieruszą, nie przepadną. Mam też prawa autorskie do jego książek. Za namową Zygmunta założyłem wydawnictwo… Można powiedzieć, że realizuję jego testament duchowy” – wyjaśnił Raczek.
źródło: Pomponik