morderstwo

Do makabrycznej zbrodni doszło w niewielkim miasteczku w województwie pomorskim. Mężczyzna odkrył w domu ciała żony i syna. Prawdopodobne okoliczności tragedii porażają.

Zbrodnia wstrząsnęła sąsiadami rodziny

Mieszkańcy niewielkiej Kobylnicy w powiecie słupskim w województwie pomorskim są wstrząśnięci zbrodnią, która we wtorek, 25 lipca, wydarzyła się w ich miejscowości. Po powrocie z pracy do domu mężczyzna odkrył ciała 8-letniego syna Olka oraz żony Justyny.

Oczywiście pan Adrian natychmiast wezwał pomoc. Policja ze słupskiej komendy przyjęła zgłoszenie po godzinie 15:00. Na miejsce zbrodni od razu wysłano odpowiednie służby.

Niestety okazało się, że na pomoc było już zbyt późno. Nie udało się uratować życia 8-letniego Olka i jego 35-letniej mamy.

W tej chwili na miejscu zbrodni, w cichej i spokojnej jak dotąd okolicy, pracują funkcjonariusze policji. Śledczy robią co w ich mocy, aby ustalić okoliczności tragedii.

„Postępowanie zostało wszczęte w kierunku artykułu 148 paragraf 1 kodeksu karnego, czyli zabójstwa. Przeprowadzona zostanie sekcja zwłok ofiar, która będzie kluczowa dla sprawy. Trwają czynności śledcze mające na celu wyjaśnienie przyczyn i okoliczności zdarzenia” – poinformowała prok. Justyna Dylewska z Prokuratury Rejonowej w Słupsku.

Jednocześnie zastępczyni prokuratora rejonowego podkreśliła, iż ze względu na dobro śledztwa i bliskich zmarłych, nie zostaną podane szczegóły dotyczące dochodzenia.

Tymczasem dziennikarze nieoficjalnie dowiedzieli się, że 8-latek nosił rany zadane nożem. Podobne obrażenia miała jego mama. W związku z tym od razu pojawiły się spekulacje, iż kobieta mogła najpierw zabić syna, a później odebrać sobie życie.

Pani Justyna od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie

Mieszkańcy Kobylnicy nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Tym bardziej, że jeszcze we wtorkowy poranek, 25 lipca Olek bawił się na podwórku. Ludzie, którzy znali chłopca, zwrócili uwagę, iż był wesołym i radosnym dzieckiem.

Rodzina Adriana i Justyny mieszkała na osiedlu od około pięciu lat. Sąsiedzi przyznali, iż z ich domu dobiegały krzyki. Parze zdarzało się kłócić. Do sporu miało dojść także feralnego poranka.

Według okolicznych mieszkańców, 35-latka od jakiegoś czasu zachowywała się niepokojąco. Justyna miała izolować się od sąsiadów i być impulsywną. Rzekomo w trakcie pandemii straciła pracę. Ta sytuacja miała ją przybić i kto wie, być może w jakiś sposób doprowadzić do zbrodni.

„Wychodziła na spacery tylko wieczorem. Zakładała kaptur na głowę. Nawet nie odpowiadała na 'dzień dobry’ ” – doniosła jedna z sąsiadek.

źródło: Fakt

Zobacz również: