sanatorium miłości
foto: Instagram/Sanatorium miłości TVP

Jeden z uczestników „Sanatorium miłości” zdobył się na poruszające wyznanie. W najnowszym wywiadzie wyznał, że niewiele brakowało, aby zmarł. Gerard Makosz, bo o nim mowa, wyjawił także, co pomogło mu przetrwać trudny czas.

„Sanatorium miłości” połączyło Gerarda i Iwonę

Z pewnością Iwona Mazurkiewicz i Gerard Makosz to jedna z najpopularniejszych par z „Sanatorium miłości”. Ich uczucie narodziło się w programie TVP. Natomiast jego kulminacją był ślub.

Uroczystość odbyła się 5 sierpnia br. w Zamku Królewskim w Niepołomicach pod Krakowem. Warto dodać, że to szczególne miejsce dla uczestników „Sanatorium miłości”. Dlaczego? Otóż właśnie tam, kilka lat wcześniej doszło do zaręczyn pary.

, Gerard oświadczył się Iwonie właśnie tam. Cała uroczystość odbyła się w klasycznym, eleganckim stylu, a wśród gości znaleźli się również inni uczestnicy programu „Sanatorium miłości” oraz prowadząca show Marta Manowska.

W tej chwili małżonkowie są bardzo szczęśliwi. Jednak okazało się, że nie zawsze tak było. Niewiele brakowało, aby Gerard Makosz nie dożył własnego ślubu.

Uczestnik „Sanatorium miłości” przyznał, iż razem z Iwoną przeżyli traumatyczne chwile. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze. Mało tego trudne doświadczenie tylko umocniło ich związek.

Dokładnie mowa o chorobie, która niespodziewanie spadła na 83-latka. Kiedy mężczyzna poważnie zachorował, mógł liczyć na wsparcie ukochanej. Gerard z „Sanatorium miłości” jest pewny, iż żyje tylko dzięki kobiecie swojego życia.

„Początki naszej znajomości to były czasy koronawirusa. Padłem. Byłem prawie po tamtej stronie. Iwonka uratowała mi życie. Miała kontakt z moją córką, która mieszka w Szwajcarii i jest lekarzem. Przekazywała, co Iwonka ma robić i dzięki temu żyje. (…) Spała na podłodze przy moim łóżku cały czas. To jest coś niesamowitego” – opowiedział wyraźnie poruszony senior.

źródło: Fakt

Zobacz również: